poniedziałek, 21 kwietnia 2008

Platforma, czyli PiS z ludzką twarzą

W kampanii wyborczej Platforma Obywatelska stawiała się w kontrze do Prawa i Sprawiedliwości. Wygrała, bo PiS prowadził nieudolną kampanię a Platforma podkreślała swoje liberalne poglądy, które wzbudziły zachwyt młodych wyborców. Stara to prawda, że liberalizm jest dobry w opozycji, rządzić z nim na ustach się nie da. Jeśli wyborcy mieli jakieś nadzieje względem partii Donalda Tuska, dotyczyły one spraw podatkowych, obyczajowych i sposobu uprawania polityki w ogóle. Co z tych nadziei zostało?

Podatki. Co prawda w ostatniej kampanii wyborczej PO – pomna nauczki z 2005 roku – nie eksponowała podatku liniowego, ale też utrzymywała wyborców w przekonaniu, że wcale się z tego pomysłu nie wycofała. Platforma jest partią liberalną, taki komunikat płynął w eter. Podatki będą niższe, państwa będzie mniej. I co? Wiceminister Gomułka rezygnuje, bo Tusk nie chce reformować finansów by nie podpaść, nie chce prywatyzacji służby zdrowia i odpłatności za wizyty. Podatek liniowy może będzie, może nie będzie, akcyza i podatki pośrednie pewnie w 2009 roku wzrosną. Będziemy, zrobimy, zreformujemy – jakby wciąż trwała kampania wyborcza. Brzmi znajomo? I owszem, dwa lata PiS-u upłynęły pod znakiem zapowiedzi, w takim mniej więcej tonacji: zwalczymy, poprawimy, odkryjemy, naprawimy.

Sprawy obyczajowe. No, tutaj wyborcy to się dali nabrać. Partia liberalna kojarzyła się im z liberalizmem nie tylko gospodarczym. A tu co? Okazało się w warstwie obyczajowej Platforma to PiS, tylko z w ładniejszym opakowaniu. Jarosław Gowin, przewodniczący powołanego przez Tuska zespołu ds. bioetyki ogłasza właśnie, że państwo powinno refundować zabiegi zapłodnienia in vitro tylko małżeństwom a parom nieformalnym i kobietom samotnym nie. Argumentacja? – Dziecko rozwija się naprawdę dobrze i harmonijne tylko wtedy, gdy ma ojca i matkę – twierdzi Gowin. – Nie chodzi o to, żeby mieć dziecko, tylko żeby tworzyć rodzinę. Dodał, że przytłaczająca większość patologii, łącznie z pedofilią, zdarza się w związkach nieformalnych. – Sprawcami nadużyć seksualnych na ogół są konkubenci – mówi. Wiadomo, lepsze naprane wiecznie małżeństwo, które ledwo dostrzega własne dzieci zapitymi oczami niż kochająca para nieformalna albo kobieta samotna. Bo ci pierwsi to rodzina, a ci drudzy wynaturzenie. Co by było, gdyby takich agrumentów użył rok temu któryś z nie do końca rozgrniętych przybocznych Kaczyńskiego albo i sam prezeso-prezydent? Media rozniosłyby go na strzępy, że taki zaściankowy i ciemny. Gowina zaściankowego i ciemnego jakoś trawimy.

Sposób uprawiania polityki. Nie ma co silić się na oryginalność, wystarczy taki opis:
* Dopiero się okaże, czy rząd będzie potrafił zrealizować wielkie słowa. Na razie w cenie jest dobry uśmiech, polonez na studniówce czy nieistniejąca autostrada wyznaczona gestem premiera. Nie było projektów ustaw.
* Premier czaruje publiczność sztuczkami jak David Copperfied.
* Rząd prowadził politykę typową dla końca kadencji - ostrożną, zachowawczą, niezrażającą żadnej z dużych grup społecznych.
Prawda, że trafne? Z tym że te wypowiedzi padły w 2006 roku były skierowane pod adresem rządu Marcinkiewicza. Mówi, kolejno: Chlebowski (PO), Szmajdziński (LiD) i Rokita (PO).
Tusk wyciągnął lekcję z historii premiera Marcinkiewicza. Uśmiech i kindersztuba wystarczą, by mieć poparcie wyborców. A jeśli walka idzie o prezydenturę 2010, to może dobrze będzie zrezygnować u szczytu popularności, dać się wykrawić Pawlakowi lub Komorowskiemu na premierostwie i bez wysiłku zdobyć tron? Ciekawa to strategia, interesująca, może skuteczna. Tylko co to ma wspólnego z rządzeniem krajem. Owszem, z walką o władzę jak najbardziej, ale z rządzeniem?
Jaka jest więc różnica między polityką wg. Kaczyńskiego a polityka wg Tuska. Umowna. Bardziej estetyczna i tyle, ale żeby różniła się co do meritum? Straciłem złudzenia, gdy Platforma ujawniła swoje plany wobec mediów publicznych.
A za rogiem czai się...

wtorek, 15 kwietnia 2008

Berlusconi, memento dla Tuska

Niech stos papierów wyprodukowanych przez doradców trafi do kosza, niech stratedzy polityczni wylecą za drzwi, niech PR-owcy nie dostaną pensji za ostatni miesiąc. Premierze Donaldzie Tusku – spójrz na Włochy, tam twoja przyszłość.

Oto wypacykowany, silikonowy dziadek z miliardami na koncie znów przekonał wyborców, by oddali mu rządy. Dochodzą słuchy, że 71-letni Berlusconi po wygranych wyborach nie będzie rządził samodzielnie, odda tekę premiera jakiemuś pomagierowi, sam zachowując wpływ. Jak to możliwe, że odchodzący kilka lat temu w atmosferze skandalu, ścigany przez prokuratorów i fiskusa magnat odzyskał wiarygodność w oczach wyborców? Zadaj sobie to pytanie, premierze Donaldzie.
Jeszcze rok-dwa nudy, gadania i nicnierobienia, a najbardziej bezpłciowy rząd od 1989 roku podzieli los Romano Prodiego. Zima i wiosna miłości mija, jeszcze lato jakoś wytrzymamy, ale jesienią możemy się porzygać, tyle słodu nie zniosą nawet najwytrwalsi fani telenoweli. Zatęsknimy za wyrazistymi politykami, za wizjami (nawet poronionymi), za konfliktem. W końcu czymś się trzeba emocjonować, o czymś rozmawiać u cioci na imieninach. O rządach Platformy? To jak ekscytować się rocznicową akademią.
A wiesz, premierze Donaldzie, kto tam czeka za drzwiami? Nie ma się co oszukiwać, ludzka pamięć krótka jest. Cztery lata rządów solidarnościowych wystarczyły, byśmy oddali władzę postkomunistom. Ile lat, miesięcy rządów Platformy wystarczy, by do władzy wrócił Kaczyński? Jeśli nie sam, to w postaci Zbigniewa Ziobry?
Podobno polityka to sztuka odczytywania znaków przyszłości. Włoski znak jest tak wyrazisty, że tylko PR-owiec może przekonywać, że znaczy co innego, niż znaczy. Piarowska postpolityka szybko się nudzi, bo nie daje efektów. Doskonale się sprawdza w czasach prosperity, gdy nadchodzi kryzys (ten zbliża się wielkimi krokami), ludzie chcą recept i działania. Włosi zwrócili uwagę na swoje chudnące portfele i wskazali na polityka, który zawsze mówi: wiem. My też mamy takiego, co zawsze wie, odpowiada na wszystkie pytania, prosto i zrozumiale. Czy naprawdę jedynym skutkiem rządów Platformy ma być powrót do władzy Pisów i Giertychów?
Premierze, spójrz na Włochy, tam twoja przyszłość.

środa, 9 kwietnia 2008

Antek, który ma wizję

Gdy znów usłyszałem o Antku Macierewiczu (środowy Dziennik napisał, że w drugim aneksie do raportu o likwidacji WSI oskarżył Wałęsę o stworzenie Układu), poszperałem w swoich archiwach. Znalazłem jego ulotkę wyborczą z ostatnich wyborów.
asa
asaasa
Oto polityk, który ma wizję.*[1]
Oto polityk, który potrafi przemawiać.*[2]
Oto polityk, który ma poczucie humoru.*[3]
Oto polityk, który dba o dobre stosunki z sąsiadami.*[4],
Oto polityk, który potrafi współpracować z mediami*[5].
Oto prawdziwy mąż stanu
Antoni Macierewicz.*[6]
Kraj go potrzebuje.
TY TEŻ.

1 Takimi wizjami zazwyczaj zajmują się wykwalifikowani specjaliści w obiektach zamkniętych. Czy to naprawdę lepsze niż bezideowość Tuska i cynizm lewicy.
2 Przy nowomowie Gosiewskiego, bełkotliwych wystąpieniach głowy państwa i gładkich słówkach platformersów, jego mowa jest jak Pan przykazał: tak-tak, nie-nie. Ble-ble.
3 Najlepsi kabareciarze swoje dowcipy opowiadają zupełnie poważnie, nie puszczając do publiczności oczka. Jak on.
4 Rosjanie powinni zapłacić mu w złocie, ropie, diamentach i co tam jeszcze mają tyle, ile sam waży. Żaden polityk nie zrobił tak szybko tak wiele, by wzmocnić ich służby specjalne, a własne osłabić.
5 Jego newsy uratowały niejedno wydanie gazety i serwisów informacyjnych TV. Jest niezwykle płodny, potrafi na poczekaniu wymyślić historię nadająca się na czołówkę.
6 Intelektualny i praktyczny symbol prawicy. Gawędziarz. Niestrudzony twórca tajnych aneksów o bardzo tajnych sprawach. Nielubiany na WSI. Zdiagnozowany kompleks Wałęsy. Oskarża go o zdradę, spiski, nieświeży oddech i słabe serce.
dsds
dsds
Dlaczego my nigdy nie czytamy małych literek?

środa, 2 kwietnia 2008

Bo światem rządzą pedały…

Potrafią w tajemnicy zredagować Traktat Lizboński i Karę Praw Podstawowych Unii Europejskiej, mogą zmieniać ustawy w kolejnych państwach, po kryjomu rządzą mediami, kreując nowe mody, niezgodne z wielowiekową tradycją. No i są tak skuteczni w swoim zajadłym antykatolicyzmie, że spychają wierzących na obrzeża kultury. Nie ma się co oszukiwać, pedały rządzą światem.

Kiedyś, gdy ludzie nie potrafili ogarnąć skomplikowanej rzeczywistości, sięgali po masonów i żydów i wszystko było prostsze. Wiadomo było, masoni wciskali swoich do rządów i chcieli tylko jednego – zniszczenia katolickiego kościoła. Żydy (taka forma była poprawna i powszechna) to złodzieje i kłamcy, wszystkie gospodarcze i polityczne nieszczęścia to ich sprawka. Z czasem tłumaczenie wszystkiego masonami stało się śmieszne, z żydami podobnie – trudno dziś znaleźć intelektualistę na poważnie dowodzącego tajnego spisku żydowskiego, choć jeszcze kilkadziesiąt lat temu takie teorie znajdowały posłuch na salonach.
Chciałoby się rzec, że zmądrzeliśmy, że spiski już nam niepotrzebnie do wyjaśniania świata. Ale nie. Jest grupa intelektualistów z ograniczoną percepcją, którzy bez tajemnych sił się nie obejdą. Argumentują zupełnie na poważnie, z pompą, piszą artykuły, występują w mediach, przeprowadzają dowody, wnioskowania, a wszystko, by ustrzec zdrową tkankę narodu od wpływu najsilniejszego lobby świata.

Piszę "pedał", bo tym właśnie słowem posługują się wyznawcy „pedalskiego lobby” w prywatnych rozmowach. Geja i homoseksualistę zostawiają dla publiczności, by nikt nie oskarżył ich o nietolerancję. Według nich, pedał może wszystko. Jest ponad demokrację. Wystarczy, że głośno wspomni o małżeństwach homoseksualnych, już parlamenty w te pędy uchwalają odpowiednie ustawy. Tacy niemieccy kolejarze muszą strajkować, zatrzymywać pociągi, narażać się na gniew społeczny, by dostać od tamtejszych kolei marną podwyżkę. A ci? Wystarczy, że na głos powiedzą, czego chcą. Zarządzane przez nich media aż ociekają od homoseksualnej propagandy, ludzie głupi, wiadomo, więc łykają wszystko, co przeczytają i zobaczą w telewizorach.
Pedały upodobały sobie ostatnio Polskę. Wysłały zwiad, dwóch amerykańskich homoseksualistów Brendana Faya i Toma Moultona, których zdjęcia wykorzystał poseł Kurski w orędziu prezydenta, łopatologicznie wyjaśniając, jakie wielkie mają chłopaki wpływy. Panowie przyjechali z opracowaną taktyką, wyłuszczył ją pan Semka w środowej Rzeczpospolitej. „Dziś panowie nie podnoszą jeszcze wprost postulatu legalizacji związków jednopłciowych w polskim prawie. Taką taktykę Lech Wałęsa nazywał kiedyś mądrością etapu – na jakim etapie zatem i kiedy goście z Nowego Jorku przyjadą do Polski ponownie, tym razem z wypisanymi na sztandarach hasłem legalizacji homomałżeństw nad Wisła” – pyta zafrapowany intelektualista. Bo że przyjadą, to pewne. I pewne jest, że Polacy będą musieli ulec. Jeszcze nikt nie oparł się ich sile. Jeśli spróbujemy, wylecimy z Unii, z ONZ, homokraje opodatkują nasz eksport, Polacy obywatele dostaną zakaz wjazdu. Będziemy izolowani, samotni i biedni. Generalnie – będziemy w d…
Chyba że ulegniemy, jak Hiszpanie. Wiadomo, to nie ich parlament zalegalizował związki homoseksualne, to nie Hiszpanie wybrali swoich posłów. To nie miało nic wspólnego z demokracją. To pedalskie lobby wymusiło na władzy akceptację nowego prawa. Pewnie, gdyby władza nie uległa, obaliliby króla.

Można by się śmiać z tej całej durnoty, gdyby nie fakt, że odbywa się ona na salonach, w blasku reflektorów. O homoseksualistach można powiedzieć wszystko co najgorsze, obarczyć ich odpowiedzialnością za całe zło świata, przypisać każde możliwe i niemożliwe niecne motywy. Wspominać o takiej oczywistości, że do legalizacji homozwiązków potrzeba ustawy parlamentarnej i podpisu prezydenta? A po co? Dodawać, że to społeczeństwo wybiera tych posłów i rzeczonego prezydenta, wiec póki ludziom ten pomysł się nie spodoba, to go się nie wprowadzi? A w jakim celu? Przypominać, że takie sprawy jak związki homoseksualne, aborcja czy eutanazja nie podlegają unijnym uregulowaniom? E… lepiej w orędziu do narodu dać poszaleć Kurskiemu.
Intelektualiści z ograniczoną percepcją nie ogarniają rzeczywistości, dlatego wymyślą spiski i lobby. Kiedyś żydowski, dziś pedalski. Pewnie kiedyś straszenie homoseksualistami będzie równie obciachowe, jak dziś straszenie żydami. Cóż z tego, skoro takie teorie nie znikną. Są wieczne, podobnie jak głupota.