wtorek, 26 lutego 2008

Bojkot Pekinu: stare metody w nowych czasach

Gdy polscy politycy podpisali się pod apelem organizacji World Solidarity, wzywającym do bojkotu olimpiady w Pekinie, przez media przetoczyła się krótka, acz intensywna dyskusja: czy polscy sportowcy powinni wystartować na olimpiadzie w Pekinie. Wiadomo, komunistyczne Chiny za nic mają przestrzeganie praw człowieka a olimpiadę rozgrywają propagandowo. Nie powinniśmy więc w niej uczestniczyć, by nie firmować tych działań.

Wiara w siłę apeli i politycznych decyzji jest zaiste wielka. I zupełnie niedzisiejsza. Co prawda bardzo podoba mi się myśl, by pozbawić sportowców możliwości przetestowania w praktyce działania najnowszych specyfików farmakologicznych, nie wierzę bowiem w coś, co ładnie nazwano „sportową rywalizacją”, a co jest tylko rywalizacją dopingową, ale takie apele, jak ten Word Solidarity, nic nie dadzą. Nawet jeśli jakiś kraj zdecyduje się na bojkot, będzie to gest zupełnie bez znaczenia. Olimpiada się odbędzie, miliardy ludzi ją obejrzą, media będą ją relacjonowały w szczegółach, telewizje transmitujące zawody zarobią miliardy, a Międzynarodowy Komitet Olimpijski odtrąbi sukces.

Nie ma więc nadziei? MKOl może zrobić olimpiadą co chce, a my możemy tylko oglądać z zainteresowaniem mniejszym lub większym? Może przyznać igrzyska Chavezovi, jeśli będzie miał taką ochotę i Iranowi, jeśli uzna to za zyskowne?
Ależ nie. Trzeba tylko wystrzegać się pustych gestów i zauważyć siłę tam, gdzie ona drzemie.

Jedynie pieniądze zmuszą MKOl do respektu. Kto je trzyma? Publiczność. Sponsorzy płacą MKOl, bo ludzie widzą w telewizorach ich loga. Telewizje płacą MKOl, bo klienci chcą umieszczać reklamy przy transmisjach. Reklamodawcy płacą telewizjom, bo widzowie oglądają spoty. Prosty mechanizm. Kto go może przerwać? Właśnie publiczność. Wystarczy, że odwróci się placami do ekranu i pieniędzy nie ma, bo telewizje rozliczają koszt dotarcia do widza. Jeśli zamiast przykładowych trzech miliardów, otwarcie i zamknięcie olimpiady obejrzy jeden, podobnie z zawodami, cała misterna kalkulacja wywróci się do góry nogami. Żadna telewizja nie zapłaci tyle za prawa do transmitowania następnych igrzysk, sponsorzy podobnie. MKOl zrobi wszystko, by sobie na taki bojkot publiczności nie pozwolić.

Dobrze, ale jak przekonać publiczność?
W sieci.
To tam jest opinia publiczna. W społecznościach, na forach, na blogach. W dodatku jest bardzo wpływowa, bo ma potrzebę wyrażania swoich opinii.
Jeśli kilkaset milionów internautów sieć zbojkotuje Pekin, to tak jakby tej olimpiady nie było. Czego sobie i Państwu życzę.