piątek, 29 lutego 2008

Ile pan zapłacił, panie Wyszkowski?

Czwartek, 28 lutego, 2008. Około godz. 23. Kończy się program kaznodziei Pospieszalskiego, w którym przekonuje, że nie warto rozmawiać, bo on i tak swoje wie. Pospieszalski żegna się z widzami, po czym dodaje, że za chwilę wyemituje jeszcze jeden materiał, który "kończy sprawę sprzed dwóch i pół roku". Po czym na ekranie pojawia sie Krzysztof Wyszkowski, który z kartki odczytuje oświadczenie, że przeprasza Lecha Wałęsę, bo go nieładnie pomówił. Nie przeprasza dlatego, że ma taka potrzebę, tylko realizuje wyrok Sąd, który takie przeprosiny opublikować w telewizorach nakazał.
Wszystko byłoby w cacy, gdyby nie jeden szczegół, który nie daje mi spokoju. Przeprosiny były tak wyemitowane, że widzowie mogli odnieść wrażenie, że to cześć programu. Napisy końcowe wyemitowano po oświadczeniu Wyszkowskiego, reklamy również. A za takie rzeczy się płaci. Zresztą sąd nakazał chyba Wyszkowskiemu, by przeprosiny opublikował na własny koszt.

Pytanie brzmi: czy Wyszkowski zapłacił TVP za wykorzystanie czasu antenowego? Jeśli zapłacił, to ile? Według którego cennika? Z jakim upustem? Czy może ktoś w TVP uznał, że za takie rzeczy akurat Krzysztof Wyszkowski, swój chłop w całym sensie tego słowa (prawicowy wałęsożerca), płacić nie musi, a kaznodzieja Pospieszalski z dobrego serca użyczył mu swojego programu?
Zna ktoś odpowiedź?