wtorek, 10 listopada 2009

Tolerancja 2.0

Po co wciąż dyskutować, czy krzyże w miejscach publicznych łamią zasadę neutralności światopoglądowej państwa, czy nie. Przyznajmy – przecież nie chcemy takiego państwa.

Jedni ogłaszają, że wyrok Europejskiego Trybunału w Strasburgu to ciąg dalszy wojny z Panem Bogiem, inni – że w końcu Trybunał powiedział, co to znaczy demokracja. Argumenty mielą się, strony zacietrzewiają, kolejna runda „konserwatyści kontra cywilizacja śmierci” trwa w najlepsze. Wygranych nie ma, przegranych także, bo zwycięstwa własne i porażki przeciwników ogłaszane są szybciej, niż nokauty Gołoty. Ale nie oszukujmy się – to nie jest walka o mistrzostwo świat, a sparing tylko. O mistrzostwo nikt walczyć nie chce, bo ono już zaklepane, a jak mawiali niektórzy „raz zdobytego nie oddamy nigdy”.

Można obserwować te zmagania z przymrużonym okiem, ale niedługo, bo skurczów się nabawimy. Gdy oczy otworzymy szeroko, co innego widać. Bitwa o krzyże to symptom czego znacznie poważniejszego – sporu o tolerancję.

Gdybym za tolerancyjnego chciał uchodzić, zajrzałbym do słownika, pod hasło odpowiednie i wyczytał, jakim być powinienem. Cierpliwie znosiłby, nawet przecierpiał, poglądy i postawy według mojego mniemania nieodpowiednie. Protestowałbym, głośno lub cicho, ale cóż, pogodzić bym się musiał, że nie wszyscy z takiej samej gliny jak ja.

Ale bardzo byłbym nie na czasie, gdybym teraz prezentował taką tolerancję. Świat się rozwija (albo zawija), konserwatywna fala zalała Polskę, web jest 2.0, to i tolerancja musiała się zmienić. Zgadzać się na inne postawy, poglądy, i owszem, będę, ale tylko te zbliżone do moich. Sam zdefiniuję i określę, co Innym można i wypada, dopiero gdy na moje definicje się zgodzą, dopuszczę do polemiki. Istnieje pole marginesu i odstępstwa, ale ja je określam i tylko wtedy do dyskusji dopuszczam. A jak nie – to do śmieci.

Jak to wygląda w praktyce? Jak mówiła jedna starsza pani, „mogą sobie ci długowłosi chodzić po ulicach, tylko w innych fryzurach”.

Niech sobie ci geje będą, tylko niech nie robią tego, co robią. Zamkną się w domach, każdy w swoim oczywiście, bo przecież nie może być tak, żeby chłop z chłopem mieszkał. Niech się razem nie pokazują na ulicach, bo co to za przykład dla młodych. A w ogóle niech zamilczą, schowają się do dziury (mysiej) i nie przypominają o swoim istnieniu. Każde odstępstwo od takiej wykładni to propaganda nachalna i deprawacja.

Ateiści? Przyznajmy, są, ale broń boże niech nie uczą w szkołach, a publicznie o swojej amoralności też zmilczeć powinni, bo przestrzeń publiczna już zagospodarowana.

In vitro? Jeśli już, to tylko dla małżeństw, choć najlepiej w ogóle.

III RP? Kto wznosi peany na jej cześć, złodziejem jest i basta.

Zwolennik Kaczyńskich? Niech moher na łeb wciśnie i głosu nie zabiera.

Tolerancja w wersji 2.0 nie przyjmuje do wiadomości istnienia Innych. Są jedynie jeszcze nienawróceni. Na nasze poglądy. Dlatego nie dopuszcza istnienia takiej konstrukcji jak państwo neutralne światopoglądowo, bo ono zakłada zgodę na poglądy tak różne od naszych, że niemożliwe do naprostowania.

W czasach takiej tolerancji najważniejsze są prawa większości. A że starożytnym nie całkiem o to chodziło? Cóż, może ich też naprostować trzeba.