wtorek, 17 listopada 2009

Człowiek bez właściwości, czyli gdzie jest SLD

Najprostsze ćwiczenie: zadajmy sobie pytanie, co kojarzy się nam z konkretną partią. PiS? Dla jedynych to partia Kaczorów, konserwatywna i zacofana, dla innych partia interesu narodowego. Platforma – może być partia piaru, liberalizmu, afer, albo partia profesjonalistów, Orlików i stadionów. PSL – partia chłopów. A SLD? Dziura. Nic. Czyli Napieralski.


Marketing, także marketing polityczny, jedną podstawową ma zasadę – konsumenci wybierają produkty i usługi ze względu na wyobrażenia, jakie o nich mają. Dlatego wydaje się miliardy na kreowanie tych wyobrażeń. Kierowcy wybierają toyoty, bo mają przekonanie, że to najmniej usterkowe samochody (choć są inne, z lepszymi wynikami), młodzi kupują buty adidasa i pumy, bo wydaje im się, że najwygodniejsze i najlepsze (choć produkowane są w tej samej fabryce w Chinach, co mniej popularne marki). Marka, a nie produkt, jest wartością. Większość polityków już dawno przyswoiła sobie te reguły. Kaczyńscy wygrali wybory, bo jawili się społeczeństwu jako partia zmian i uczciwości. Tusk wygrał, bo zaprezentował się jako ten, który powstrzyma Kaczyńskich. Właściwy wizerunek we właściwym czasie decyduje o wygranej. Najwłaściwszy nawet, w złym czasie, przegrywa.


Grzegorz Napieralski zaczął dobrze (jak na polityka), od wbicia noża w plecy swojemu szefowi i mentorowi, Wojciechowi Olejniczakowi. Przejął władzę w SLD, zarzucając szefowi nieudolność, po półtora roku jego partyjnych rządów okazało się, że nieudolności to Olejniczak mógłby się od niego uczyć. Jeśli ktoś w polskiej polityce posiada czarny pas w tej kategorii to właśnie Napieralski. Sondaże dla prowadzonej przez niego partii ani drgną, wizerunek partii jest tak mdły, że aż niestrawny, komunikaty do wyborców sprzeczne, wizje niejasne. Charyzmy przywódca SLD tyle, co moje biurko, zdolność precyzowania jasnych komunikatów jak, nie przymierzając, Gosiewski.


Teraz test.

Czy SLD jest za czy przeciw wieszaniu krzyży w szkołach i miejscach publicznych?

Czy postuluje rejestrację związków partnerskich, czy jest jej przeciwny?

Czy chce dokończenia reformy emerytalnej, czy nie?

Czy chce twardej polityki wobec Rosji, czy bardziej pragmatycznej?

Konia z rzędem temu, kto znajdzie wyborcę potrafiącego od razu odpowiedzieć na te pytania. Choć ci sami wyborcy bez zastanowienia wyjaśnią, jakie jest zdanie PiS czy PO w tych kwestiach. Oto obraz upadku partii dowodzonej przez Napieralskiego.


Poparcie dla SLD oscyluje w granicach 10 procent. Czy w Polsce nie ma lewicowego elektoratu? A może konserwatywna rewolucja tak przeorała świadomość, że na scenie politycznej nie ma już miejsca dla lewaków? Próżne nadzieje. Swego czasu Napieralski napatrzył się na hiszpańskiego premiera Zapatero, odbył nawet pielgrzymkę, by na miejscu nauczyć się, jak zwyciężać. Wrócił. I zapowietrzył się na amen, bo przestudiował jeszcze raz sondaże i wyszło mu, że o związkach partnerskich czy rzeczywistym rozdziale kościoła i państwa nie ma co nawet wspominać. Nie ten kraj – powiedziały słupki Choć pewnie gdyby głębsze nauki pobrał, coś o historii Hiszpanii się dowiedział, przypomniał sobie, kto tam rządził przez wiele lat, może analogie między tymi dwoma krajami by zauważył. Ale do tego trzeba wizji i własnego zdania.


Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że sytuacja w SLD przypomina tę w PZPN. Nie chodzi o łapówkarstwo, ale mentalność. Przed rozstrzygającą rozgrywką z Olejniczakiem Napieralski obiecał starym działaczom zachowanie status quo i z tego zadania wywiązuje się całkiem dobrze. A że sukcesów brak, kibice się odwrócili, a partia nie z młodością, ale leśnymi dziadkami się kojarzy? Jak to powiedział w ostatnim wywiadzie Napieralski, „pracujemy nad tym”. Nadzieja, że na grudniowej konwencji komuś wpadnie do głowy, by go z tej ciężkiej pracy zwolnić.