sobota, 21 listopada 2009

W obronie Janosikowej

Niezachwiana jest wiara ludzi w moc państwa i porządek prawny Rzeczpospolitej. Z tej perspektywy rzeczywiście łatwo krytykować wyrok krakowskiego sądu w sprawie doktor Rosiek-Koniecznej, zwanej Janosikową. Ale jest inna.

Przypomnijmy: Janosikowa okradła państwo, wypisując w samym tylko 1999 roku ponad sześć tysięcy lewych recept. Narodowy Fundusz Zdrowia obliczył swoje straty na kilkaset tysięcy. Oto fakt. Sąd rozpatrzył sprawę, uznał jej winę, ale sprawę umorzył uzasadniając to znikoma szkodliwością społeczną czynu. Oto fakt drugi.
Krytycy orzeczenia sądu (najlepszy przykład tu), podnoszą, że wyrok jest kuriozalny, ponieważ czyn Janosikowej nie był znikomo szkodliwy społecznie (okradła na kilkaset tysięcy) a jej postępowanie nie różniło się niczym od zwykłego rabunku, gdy bandzior (np. Janosik) okrada prywatny sejf lub bank, by pieniądze rozdać potrzebującym. Rosiek-Konieczna powinna zostać skazana, choć – podnoszą krytycy wyroku – na karę niewysoką, , by wszystko było jasne: ukradła, została ukarana.
Niektórzy jeszcze dodają, że sąd pozwolił na uznaniowe okradanie państwa i nas wszystkich w imię wyższego celu czy wyższej konieczności. Ten akurat argument jest chybiony, bo stan wyższej konieczności jest terminem prawnym, zdefiniowanym i w tej sytuacji nie ma zastosowania (za kodeksem karnym: „nie popełnia przestępstwa, kto działa w celu uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego jakiemukolwiek dobru chronionemu prawem, jeżeli niebezpieczeństwa nie można inaczej uniknąć, a dobro poświęcone przedstawia wartość niższą od dobra ratowanego”). Wypisywanie recept chorym i potrzebującym leczenia pod tę definicję nie podpada i sędzia w uzasadnieniu wyroku na taką okoliczność się nie powoływała.

Stojąc na gruncie legalizmu rozumowaniu krytyków wyroku nic nie można zarzucić. Ale rzeczywistość to ma do siebie, że nie cierpi jednoznaczoności. Legalizm uznaje bowiem pierwszeństwo norm/reguł przed dobrem. Czyn jest dobry, bo jest nakazany. Janosikowa złamała normę, dlatego postąpiła źle i powinna zostać ukarana. Filozofowie zdefiniowali dawno temu legalizm w etyce jako postawę uznającą, że działanie moralne jest sprawą posłuszeństwa regułom/normom, a relacje moralne składają się z obowiązków i praw określonych przez reguły. Wyższość prawa nad wszelkimi innymi normami i dobrami jest w takim systemie oczywista i bezwarunkowa.

Ale możliwa – i występująca w przyrodzie – jest inna postawa, stawiająca wyżej etykę, niż prawo. Innymi słowy: czyny są dobre bez względu na to, co o nich mówią reguły. Janosikowa pomagała ludziom wykluczonym, których państwo wystawiło na margines. Biednym, bezdomnym, nieubezpieczonym. Powody tej biedy, bezdomności i braku ubezpieczenia są nieistotne, ważne, że taki stan zaistniał. Janosikowa wypisywała recepty i leczyła ich, bo ceniła wyżej prawo tych ludzi do zdrowia i życia, niż prawo NFZ do bycia nieokradanym. Takiego etycznego wyboru dokonała. Jeżeli jej postępowanie było skutkiem takiego właśnie wyboru, sędzia powinna – i wzięła – to pod uwagę. Ważny w takim przypadku jest także motyw osobistych korzyści, ale ten, tu wszyscy są zgodni, nie zaistniał.

I jeszcze jedna sprawa. Odnoszę wrażenie, że ważnym elementem – aczkolwiek nie podnoszonym wprost – jest to, komu Janosikowa pomagała. Bezdomni i nędzarze w opinii części bardziej liberalnie nastawionego społeczeństwa, sami są winni swojemu położeniu. Okradanie NFZ z naszych pieniędzy, by pomóc tej grupie, uznawane jest za tym bardziej niestosowne. A gdyby Janosikowa pomagała dzieciom chorym na raka? Mam niestety podejrzenia, ze krytyka byłaby cichsza...