czwartek, 14 lutego 2008

Pogrzeb prawicowej utopii (cz.2)

Polska prawica ma czego zazdrościć lewicy. Historia sprawiła, że to nie ona rozdawała karty przy Okrągłym Stole, nie ona decydowała, w jaki sposób dokona się przejście od komunizmu do kapitalizmu. Tam grała drugie, jeśli nie trzecie skrzypce. Zmarginalizowana, odsunięta, bez wpływu na rzeczywistość… To musi rodzić frustrację. Trudno było spokojnie przyglądać się, jak środowisko Jacka Kuronia i Adama Michnika, z popieranym przez nich Tadeuszem Mazowieckim, w 1989 roku wspólnie z komunistami ustala zasady gry na najbliższe kilkanaście lat. Te zasady były proste i sprawdziły się w praktyce: kompromis zamiast wojny i umiarkowanie zamiast radykalizmu. (Rację miał Adam Michnik, latami ostrzegający przeciwko rządom prawicy i wszelkiej maści radykałów. Wspomniane wyżej zasady – jak pokazuje praktyka rządów Jarosława Kaczyńskiego – pierwsze padły ich ofiarą.)

Prawica nigdy nie pogodziła się z faktami. Odezwał się kompleks młodszego brata. Podobnie jak młodszy brat zazdrości starszemu pozycji i chce wykazać, że to jemu należy się palma pierwszeństwa, tak ona zazdrościła Michnikowi i spółce. Podobnie jak młodszy brat, tak i ona nie chciała przyjąć do wiadomości faktu, że to pierwszeństwo jest czynnikiem obiektywnym, niezależnym, wynika z chronologii, nie zasług. Dlatego podważała i wciąż podważa działania i opinie starszego, obojętne, czy są sensowne, czy nie.

Negacja zastanego porządku stanowi kwintesencję politycznego programu prawicy. Zamiast ustalonych przy Okrągłym Stole zasad, świat nowych-starych wartości. Co to są za wartości, co to za stary świat, ten w czasów II Rzeczpospolitej czy z czasów Pierwszej? Może wyidealizowany, ochrzczony mianem IV RP? Tu prawica nie udziela odpowiedzi, bo do tego trzeba jasnego umysłu, a ten prawicowy poddany silnym emocjom i znerwicowany.

Gdy rok temu Dziennik piórem Macieja Rybińskiego ogłaszał „Koniec Polski Michnika i Kiszczaka”, prawicy wydawało się, że w końcu wzięła rząd dusz. – Polska stoi w przede dniu rewolucji – pisał Rybiński. – Nie rewolucji szubienic, krwi, odwetu, niewinnych ofiar rozszalałych szwadronów śmierci, jak nam to wmawiano, tylko rewolucji moralnej polegającej na odkrywaniu prawdy, przywracaniu właściwej hierarchii wartościom i prawdziwego znaczenia słowom”. Ale nawet „przywracanie właściwej hierarchii wartościom” było dla prawicy zadaniem zbyt trudnym. Była przekonana, że społeczeństwo zadowoli się ideami, nie z działaniem. Błąd, kolejny. Okazało się, że zamiast rządu dusz, prawica ma tylko kilka gazet.

Cóż więc nam zostaje z tej prawicy? Nie ośmielę się twierdzić, że hardprawica spod znaku Kaczyńskiego i Giertycha już do władzy nie wróci. Może wróci, to suma błędów przeciwników, przypadku i okoliczności społecznych. Ale projekt prawicowej utopii spod znaku IV RP możemy ze spokojem pogrzebać. Jak i każdy inny prawicowy projekt modernizacyjny. Nie ze względu na ich jakość, ale ze względu na ojców. Dopóki prawicowe pokolenie, które historia odesłała do kąta w 1989 roku nie zejdzie ze sceny (w jak najbardziej fizycznym sensie), jego kompleksy zawsze wygrają z rozumem. Ważniejsze będzie roztrząsanie historii i cudzych przewin, niż działanie. Liczyć, że Jarosław Kaczyński przestanie się obrażać, gdy cztery miesiące po wyborach ktoś ośmieli mu zmniejszyć ochronę, to jak zakładać, że Lech Kaczyński zmieni się z obąbanego prezydenta w tryskającą optymizmem i profesjonalną pewnością siebie głowę państwa. Psychologia zna takie przypadki, ale one wymagały leczenia. A „zdrowa tkanka narodu” nie chce się leczyć.

Co nam zostanie po pogrzebie prawicowej utopii?
(cdn)