czwartek, 27 marca 2008

Śmierdząca idea olimpizmu

Jeśli wynik napakowanego sterydami osobnika, o którym wiesz, że jest kobietą tylko dlatego, że na dole ekranu realizator wyświetlił dane wzbudza w tobie emocje; jeśli podniecają cię wyścigi, gdzie kierowcy pędzą siedemdziesiąt okrążeń w takiej samej kolejności; jeśli ekscytujesz się wynikiem meczu, który i tak pewnie został sprzedany – ten tekst nie jest dla ciebie.

Cała sprawa wynikła zupełnym przypadkiem. Gdyby nie zamieszki w Tybecie, gdyby nie trupy i uwaga, jaką poświęciły im światowe media, Międzynarodowy Komitet Olimpijski nigdy by się pewnie nie dowiedział, że Chińczycy łamią prawa człowieka (w wersji chińskiej nie prawa człowieka, tylko prawa Chińczyka, a to robi wielką różnicę). Teraz pół świata zastanawia się, co z tymi z igrzyskami w Pekinie. Zbojkotować? Nie, niemożliwe, jeszcze by się zdenerwowali i wprowadzili jakieś cła albo przestali robić z nami interesy. To może chociaż zbojkotować ceremonię otwarcia? Będzie gest, ichnia telewizja przygotuje się zawczasu i nie wspomni o tym ani słowem, nasi wyborcy docenią. I wilk syty, i owca cała. Działacze dodają: zachowujmy się, jakby sprawy nie było, igrzyska to nie sprawa polityki, tylko sportu.
Wszystkie strony – przeciwnicy bojkotu i zwolennicy, sportowcy, dziennikarze, politycy i kibice – do znudzenia powołują się na jeden argument: „bo ucierpi piękna idea olimpizmu”. Zbojkotujemy – ucierpi, przejdziemy nad sprawą Tybetu do porządku dziennego – ucierpi.

Ale co to jest ta „piękna idea olimpizmu”? Co to za idea, która, by pięknie kwitła, potrzebuje propagandowej hucpy najsilniejszego reżimu świata?

Nie ma się co powoływać na barona de Coubertin, on już dawno nie żyje. Żyją za to członkowie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, którzy przyznają igrzyska temu, kto lepiej napasie ich kawiorem podawanym przez długonogie pięknolice pokojówki w pięciogwiazdkowych hotelach (pokojówki oczywiście zostają z kawiorem). Potem przed kamerami opowiadają, jakiego to słusznego dokonali wyboru. Wiadomo, po dobrym kawiorze wybór może być tylko słuszny. W przypadku Pekinu przekonywali, że przyznanie Chinom igrzysk pomoże w respektowaniu przez ten kraj praw człowieka. Kto uwierzył, ręka w górę. Proszę przesłać zdjęcie, wkleimy w wikipedii przy haśle „naiwniak”, jako okaz wzorcowy. „Piękną ideę olimpizmu” odmierza się dziś dolarach (przy dzisiejszym kursie to może jednak lepiej w euro), dlatego Międzynarodowy Komitet Olimpijski kultywuje ją w Chinach, ale w Afryce już nie. Tamtejsi bonzowie mają problem ze ściągnięciem kawioru.

„Piękna idea olimpizmu” zdechłaby, gdyby nie kreatywność farmaceutów. Co by to były za igrzyska bez rekordów, rekordy muszą być, bo tego chcą otłuszczeni kibice przez telewizorami. Słyszymy więc o „przekraczaniu kolejnych barier organizmu ludzkiego” (taki cytat zasunął kiedyś komentator w polskim telewizorze). Chłopcy i dziewczęta będą biegać w minutę, potem pół, w końcu ze śmigiełkiem w tyłku i dodatkowym kompletem mięśni gładkich polecą w 10 sekund, ale to pewnie też nie będzie doping. 100 metrów w sześć sekund? A czemu nie, dlaczego nie zaufać kreatywności chemików? Choć w oficjalnej wykładni MKOl będzie to „zwycięstwo ludzkiego organizmu”. Mogłoby się, oj mogło, część z tych setek milionów dolarów za prawa do transmisji przeznaczyć na sieć laboratoriów, na cotygodniowe standardowe kontrole sportowców, mogłoby się, gdyby się chciało, zawalczyć z dopingiem. Ale MKOl rozumie was, drodzy kibice, lepiej, niż wy sami. Rozumie, że przestałyby wam się podobać zawody bez kolejnych rekordów, nie chcielibyście ich oglądać aż w takiej masie, nie zostawilibyście tylko miliardów oczosekund na spotach reklamowych, za które ogłoszeniodawcy płacą fortuny.

„Piękna idea olimpizmu” miałaby też problemy, gdyby rządy nie pokazałyby sportowcom wielkiej, pękatej od stuzłotówek (czy jakiej tam innej waluty) marchewy. Drogi profesorze, górniku, nauczycielu, co ty wiesz o wcześniejszej emeryturze? Ona należy się medaliście olimpijskiemu, bo tego wymaga „piękna idea olimpizmu”. Płacimy dożywotnią pensję ludziom, których jedyną zasługą jest to, że obrośli mięśniami we właściwych miejscach i właściwych proporcjach. Nasi bohaterowie. Takim bohaterom nawet w sądzie należy się specjalne traktowanie (patrz: wypadek panny Otylii). Sportowcy mieliby zbojkotować Pekin? A dlaczego? To nieracjonalne, tu idzie o ich kasę i sławę (czyli kasę w przyszłości).

Ale na nic by się zdali wszyscy sportowcy świata i pięć Międzynarodowych Komitetów Olimpijskich, gdyby nie my, mężczyźni. Kobiety widzą więcej, więcej wiedzą, one – poza wyjątkami – na kibicowanie „pięknej idei olimpizmu” nie dały się złapać. One wiedzą, że sport rozum odbiera. Widzą swoich chłopów, jak jednego dnia psioczą, że sędziowie skurwysyny, piłkarze sprzedawczyki, PZPN złodzieje, a drugiego dostają palpitacji przez telewizorem, kibicując tym samym piłkarzom sprzedawczykom, sędziowanym przez tych samych sędziów skurwysynów, grających pod egidą tego samego Listkiewicza-złodzieja. Za kilka miesięcy będą się ekscytowali, który pan wyżej skoczy, która pani szybciej pobiegnie. A gdy ktoś im wspomni o dopingu rzucą: wszyscy biorą, więc wszyscy mają takie same szanse. A o Tybecie: ty mi teraz dupy nie zawracaj.

Naprawdę podoba się wam „Piękna idea olimpizmu”? Kolejna oczywistość, nad którą nie zastanawiamy się, bo po to właśnie są oczywistości, aby nie trzeba było myśleć po próżnicy. Od wielu lat nie ma nic wspólnego z ideami barona de Coubertina. Czy naprawdę jest ważniejsza niż śmierć demonstrantów w Tybecie, ich prawo do wyrażania własnych opinii i bycia obywatelem we własnym państwie?
Nie oczekuję od rządów, sportowców, a tym bardziej MKOl, żadnych gestów. Ich pociąga „piękna idea olimpizmu” w obecnej formie, ja w takich wynaturzeniach się nie lubuję. Dlatego po prostu nie dam im zarobić. Nie obejrzę transmisji, nie obejrzę reklam, będzie ileś tam oczosekund mniej. Jeśli takich brakujących oczosekund będą miliardy, Tybetańczykom pewnie to nie pomoże, ale jestem pewien, że MKOl następnym razem trzy razy się zastanowi, zanim da olimpiadę kolejnemu reżimowi. Na przykład Rosji.