czwartek, 24 stycznia 2008

A gdy spalimy lekarzy na stosach...

Znów się zaczyna. Gdy tylko lekarze ogłosili, że 21 maja zastrajkują, fora internetowe zalała fala oburzenia. Dwie przykładowe opinie:
„Aż mnie krew zalewa jak czytam o tych nierobach w kitlach. KAŻDY pracownik musi się szkolić przez całe życie. Lekarze po 7000, pielęgniarki 800 - 1000 PLN, asalowe za minimalną stawkę. Panowie lekarze i Panie lekarki powiem Wam jedno:Spieprzaj dziadu”.
Niech konowały zapłacą za swoje studia!!! 200 000 PLN w oprocentowanych ratach. A później niech wysuwają swoje absurdalne zadania płacowe! Do roboty łapówkarze!”
Antylekarska krucjata trwa w najlepsze. Rozpalono stosy, kogoś trzeba w nich spalić. Więc palimy lekarzy!
Bo biorą.
Bo mają samochody.
Bo nie mieszkają w ziemiankach.
Bo nie wyleczyli pacjenta chorego na raka. (Wiadomo, nie wyleczyli, bo im się nie chciało).
Bo pacjent zmarł na stole operacyjnym (Eee, zmarł bo na pewno operowali pijani).
Bo w końcu popełnili błąd. (Błąd? Lekarze? Błędy to możemy popełniać my, nie oni, nieuki jedne.)
Zalewamy lekarzy tą falą nienawiści, jakby nikt w tym kraju nigdy nie został wyleczony, jakby lekarze nie uratowali nikomu życia. O co chodzi tak naprawdę? Krucjata? To tylko polityka, trzeba skanalizować negatywne uczucia społeczne. Nasyła się policję, kuje, zwołuje konferencję prasową. Dajemy się złapać władzy na tę wędkę, bo tak naprawdę boli coś innego nas boli. Pieniądze.
Musimy płacić lekarzom, musimy leczyć się prywatnie, bo państwo od dawna służbę zdrowia najzwyczajniej w świecie olewa. Kto w państwowej służbie zdrowia leczył zęby, ręka w górę. Ile czekaliście? Trzy miesiące, pół roku? Było jeszcze co leczyć? Dajemy lekarzom koperty po zabiegu, bo wszyscy dają. Ale nikt nas do tego nie przymusza, po prostu tak wypada.
Te pieniądze leżą nam na sercu. A my nie chcemy płacić. Leczenie musi być za darmo – mówimy. Darmo, nie dam na nie ani złotówki, płacę przecież podatki. Prywatyzacja, prywatne ubezpieczenia? To tylko mydlenie oczu, chodzi o to, by wyciągnąć od pacjentów pieniądze.
I tak sobie narzekając, obudzimy się kiedyś z koszmaru. Bez koszyka świadczeń gwarantowanych, bez sieci szpitali, bez prywatnych ubezpieczeń, za to z setkami lekarzy w więzieniach i tysiącami na Zachodzie. Ale szczęśliwi, że mamy wszystko za darmo. Że żaden sukinsyn w białym kitlu nas nie oszuka. No, ale wtedy będziemy się leczyć sami. Przecież na medycynie zna się każdy Polak.

(maj 2007)

Brak komentarzy: